Znajdź uczelnię dostosowaną do twoich potrzeb

O ratownictwie medycznym w Polsce i w Wielkiej Brytanii. Rozmowa z Marcinem Kornatowskim

O ratownictwie medycznym w Polsce i w Wielkiej Brytanii. Rozmowa z Marcinem Kornatowskim



mgr Marcin Kornatowski – ratownik medyczny, od 2013 r. wykładowca w Zakładzie Ratownictwa Medycznego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, od 2016 r. zatrudniony w pogotowiu ratunkowym w Wielkiej Brytanii, absolwent studiów licencjackich na kierunku Ratownictwo Medyczne na Wydziale Nauki o Zdrowiu WUM oraz studiów magisterskich na kierunku Bezpieczeństwo Wewnętrzne na Uniwersytecie Warszawskim, obecnie studiuje na kierunku Advanced Paramedic Practice w Anglii na Northumbria University

Dominika Robak: Panie Marcinie, w 2012 r. ukończył Pan studia na kierunku Ratownictwo Medyczne na Wydziale Nauki o Zdrowiu WUM i wkrótce po tym, rozpoczął Pan swoją pierwszą pracę w Szpitalnym Oddziale Ratunkowym (SOR) Szpitala Dziecięcego im. prof. dr n. med. Jana Bogdanowicza przy ul. Niekłańskiej w Warszawie. Jak wspomina Pan swoje pierwsze doświadczenia zawodowe? Marcin Kornatowski: Swoją przygodę z Oddziałem Ratunkowym w szpitalu przy ul. Niekłańskiej zacząłem w ramach wolontariatu i koła naukowego jeszcze na pierwszym roku studiów - w 2009 r. Poszukiwałem miejsca, gdzie mógłbym łączyć teoretyczną wiedzę ze studiów z praktyką szpitalną. Chciałem przede wszystkim zmierzyć się z tym działem ratownictwa, który wydawał mi się najbardziej wymagający, czyli zajmującym się pacjentami pediatrycznymi. W tamtym okresie jedyny dziecięcy SOR na Mazowszu był właśnie w szpitalu im. prof. dr n. med. J. Bogdanowicza. Zgłosiłem się do pielęgniarki oddziałowej z podaniem i muszę powiedzieć, że było to pierwsze miejsce, w którym zamiast „zadzwonimy do pana”, usłyszałem: „Doskonale, ordynator cieszy się jak studenci przychodzą. Zapraszam jutro na dyżur”. Tak oto spędziłem tam całe trzy lata studiów, a później naturalnym „transferem”, po uzyskaniu dyplomu, rozpocząłem pracę jako ratownik medyczny. DR: W czasie wolnym angażował się Pan w wolontariat w Zespole Ratunkowym Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej. Jakie działania podejmował Pan w ramach wspomnianej organizacji?MK: Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej to bardzo prężnie działająca pozarządowa organizacja niosąca pomoc humanitarną. Realizuje szereg projektów pomocowych i rozwojowych na całym świecie - od pustynnej Ugandy po ośnieżoną Gruzję. Jej najmłodszym - zaledwie paroletnim „dzieckiem” jest Zespół Ratunkowy, który poszerza spektrum aktywności fundacji o działania ratunkowe. Celem zespołu jest szybkie reagowanie na klęski humanitarne i katastrofy naturalne - czyli pomoc wszędzie tam, gdzie nagle potrzebne jest dodatkowe wsparcie dla miejscowych systemów ochrony zdrowia. W obecnej chwili zespół przechodzi proces certyfikacji przez Światową Organizację Zdrowia – WHO (World Health Organization), aby ujednolicić procedury i wyposażenie oraz być kompatybilnym z innymi zespołami z całego świata. Moim zadaniem jest przede wszystkim bycie ratownikiem medycznym, czyli głównie praca z pacjentami, aczkolwiek każdy członek zespołu, w zależności od potrzeb, wykonuje też zadania logistyczne lub techniczne podczas rozkładania i funkcjonowania naszego szpitala polowego. Wraz z zespołem odbywałem misje na Ukrainie, w Nepalu i Libanie. DR: Czy mógłby Pan przybliżyć szczegóły związane z tymi wyjazdami? Jaką rolę pełnił Pan podczas wspomnianych misji? MK: Każdy z tych wyjazdów był inny i ekscytujący na swój sposób. Pierwszy, który odbyłem na Ukrainę był misją ratunkową – pojechaliśmy na kijowski Majdan z zespołem, składającym się z ratowników i jednej pielęgniarki, aby nieść pomoc osobom poszkodowanym w demonstracjach. Naszym głównym zdaniem było opatrywanie rannych, zmiany opatrunków, a w późniejszym okresie (z uwagi na duże skupiska ludzi mieszkających w trudnych warunkach) również leczenie infekcji górnych i dolnych dróg oddechowych. Drugi wyjazd na Ukrainę był już misją typowo humanitarną - wieźliśmy transport specyficznych opatrunków i sprzętu chirurgicznego - zapotrzebowanie szpitala w Kijowie, do dalszej specjalistycznej opieki nad poszkodowanymi. W Nepalu wylądowaliśmy 42 godziny po trzęsieniu ziemi i byliśmy jednym z pierwszych międzynarodowych zespołów ratunkowych na miejscu katastrofy. Trafiliśmy do małej bazy wojskowej, gdzie rozłożyliśmy punkt segregacji i pomocy rannym. Naszym głównym zadaniem było opatrzenie jak największej liczby poszkodowanych oraz wybór tych, którzy, z uwagi na bardziej skomplikowane lub wielomiejscowe urazy, muszą być pilnie przewiezieni do szpitala w Katmandu (stolicy Nepalu). Ludzie szukający pomocy z okolicznych wiosek i miasteczek byli transportowani do nas najróżniejszymi sposobami - od prowizorycznych noszy po ciężarówki. Raz dziennie helikopter wojskowy zabierał najciężej rannych do Katmandu. Ostatnia misja w Libanie miała na celu rozwój i szkolenie personelu przychodni znajdującej się na pograniczu libańsko-syryjskiej, która przyjmowała głównie uchodźców z miejscowych obozów. Była to przede wszystkim praca u podstaw, wpajanie zasad aseptyki i antyseptyki (prawidłowego mycia i dezynfekcji dłoni, stosowania jednorazowego sprzętu oraz całego postępowania z ranami), tworzenie procedur klinicznych i odtwarzanie zasobów sprzętowych. W Libanie nie pracowałem bezpośrednio z pacjentami. Zajmowałem się głównie szkoleniami miejscowego personelu oraz pracą związaną z tworzeniem procedur postępowania. DR: Posiada Pan ogromne doświadczenie w zawodzie ratownika medycznego w Polsce oraz w Wielkiej Brytanii. Zanim rozpoczął Pan działalność w brytyjskim pogotowiu ratunkowym, równolegle pracował Pan na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym przy ul. Niekłanskiej oraz w zespołach ratownictwa Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego i Transportu Sanitarnego „Meditrans”. Czym różni się praca na SORZ-e od tej w pogotowiu ratunkowym? MK: Dziecięcy Szpitalny Oddział Ratunkowy to zupełnie inny świat od realiów pogotowia ratunkowego. Na szczęście pacjenci pediatryczni rzadziej od dorosłych znajdują się w stanie bezpośredniego stanu zagrożenia życia i zdrowia. Dużo jest zgłoszeń związanych z drobnymi urazami i zachorowaniami. Dzieci to wdzięczni pacjenci. Większość z nich, po krótkim pobycie na oddziale ratunkowym, jest wypisywana do domu, a rokowania są przeważnie bardzo dobre. Praca w zespołach ratunkowych, z pacjentami dorosłymi, częściej daje możliwość wykorzystania umiejętności z zakresu medycznych czynności ratunkowych. DR: Obecnie jest Pan zatrudniony na stanowisku Enhanced Care Paramedic w North East Ambulance Service w Wielkiej Brytanii. Na czym dokładnie polega Pana praca w Zjednoczonym Królestwie? MK: Jako Enhanced Care Paramedic pracuje w pogotowiu ratunkowym, pełniąc funkcję kierownika zespołu ratownictwa medycznego albo samodzielnie w samochodzie szybkiego reagowania. Jeżdżę dokładnie do tych samych wezwań, do jakich jeżdżą paramedycy, jednak mam dodatkowe możliwości diagnostyczne i rozszerzoną listę leków. Dzięki temu zwiększa się liczba pacjentów, którym mogę pomóc w miejscu wezwania bez konieczności transportu do szpitala. DR: Jakie umiejętności i cechy są najważniejsze w zawodzie ratownika medycznego? MK: Idealny ratownik medyczny powinien łączyć w sobie różnorodne, na pozór sprzeczne ze sobą cechy charakteru. Z jednej strony musi to być człowiek dobrze odnajdujący się w stresowych sytuacjach, myślący szybko i potrafiący podejmować decyzje mimo presji czasu – osoba, który lubi „adrenalinę”. Z drugiej strony ratownictwo i medycyna ratunkowa bardzo szybko podlegają zmianom. Potrzeba więc dużo silnej woli i samozaparcia, żeby właściwie codziennie aktualizować swoją wiedzę, czytać artykuły i przeglądać nowe wytyczne związane z ratownictwem medycznym. Musi to być ktoś, kto lubi spędzać czas na poszukiwaniu i poszerzaniu wiedzy. Ratownik medyczny powinien stanowić nietypowe połączenie „człowieka akcji” z molem książkowym. DR: Czy dostrzega Pan różnice w funkcjonowaniu stacji pogotowia ratunkowego w Wielkiej Brytanii i w Polsce? Jeśli tak, czego dotyczą? Jak wygląda sytuacja systemów ratownictwa medycznego w Polsce i w Anglii? Czy można je porównać? Jak Pan je ocenia? Z jakimi wyzwaniami zmagają się obecnie wspomniane struktury? MK: Zanim zacznę, chciałbym tylko zaznaczyć, że swoje oceny buduję na doświadczeniu z pracy dla North East Ambulance Sercvice, które swoim zasięgiem pokrywa północno-wschodnią cześć Anglii. Ratownictwo angielskie mimo, wydawałoby się jednolitych wytycznych postępowania, jest bardzo zróżnicowane. W Polsce, ratownik medyczny, bez względu na województwo, ma taki sam zakres czynności, które może wykonać i taką samą liczbę leków, które może podać. W Wielkiej Brytanii każde pogotowie może rozszerzać albo zmniejszać kompetencje ratowników, tworzyć własne regionalne ścieżki postępowania itd. Konkretne rozwiązania, o których mówię, mogą nie być takie same dla całej Wielkiej Brytanii. System ratownictwa medycznego w Zjednoczonym Królestwie zmaga się z bardzo podobnymi problemami jak system polski. Rosnąca liczba populacji i wydłużający się wiek życia powodują, że lekarze pierwszego kontaktu są niewydolni. Ludzie, „odbijając się” od przychodni, szukają pomocy w pogotowiu lub na oddziałach ratunkowych. W Wielkiej Brytanii, pogotowie oraz system kształcenia ratowników starają się przystosować do rosnącej liczby wezwań niebędących zagrożeniami życia. Nikogo więc nie dziwi, że ratownik z otoskopem (urządzenie medyczne w laryngologii) będzie diagnozował zapalenie ucha u gorączkującego 7-latka, a kardiowersja (zabieg mający na celu przywrócenie prawidłowej pracy serca) jest poza jego możliwościami, bo zarezerwowana jest tylko dla Critical Care Paramedyków. Dużą wagę przykłada się do zbierania wywiadu, badania fizykalnego i formułowania diagnozy oraz postępowania z pacjentami z przypadkami pilnymi i zaostrzeniami stanów przewlekłych. Oczywiście stany zagrożenia życia nadal są ważną częścią pracy, ale Anglicy zaakceptowali, że to nie one są tymi najczęściej spotykanymi.Ratownik pracujący w moim pogotowiu ma możliwość 24-godzinnego kontaktu z lekarzem rodzinnym General Practicioner, z którym może skonsultować stan pacjenta i umówić mu wizytę w przychodni. Istnieje również możliwość odesłania pacjenta do Urgent Care Center (połączenie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej z ambulatorium urazowo-chirurgicznym wraz z zapleczem diagnostycznym w postaci aparatu RTG). UCC akceptują większość pacjentów z drobnymi urazami (rany, podejrzenie złamań kości długich) oraz nagłe zachorowania niebędące zagrożeniem życia i zdrowia (infekcje dróg oddechowych itd.). Porównywanie obydwu systemów jest skomplikowane z uwagi na duże różnice i wymagałoby dość obszernego omówienia. Zdecydowanie widzę zarówno plusy, jak i minusy w każdym z nich. DR: W ostatnim czasie podjął Pan studia na kierunku Advanced Paramedic Practice w Anglii. Dlaczego zdecydował się Pan na kontynuację kształcenia w tym zakresie? MK: W Anglii bycie ratownikiem medycznym to dopiero początek kariery zawodowej. Każdy ratownik może rozwijać się w ramach jednej z czterech dróg: klinicznej, managerskiej, naukowo-badawczej i akademickiej/szkoleniowej. Ja najbardziej cenię sobie w tym momencie możliwość pracy z pacjentem i dlatego zdecydowałem się na ścieżkę kliniczną i podjąłem studia na kierunku Advanced Paramedic Practice. Advanced Paramedycy to ratownicy posiadający rozszerzone możliwości diagnostyczne i lecznicze, którzy od zeszłego roku mają też uprawnienia do wystawiania recept. Ponadto, po ukończeniu wspomnianego kierunku zwiększają się możliwości zatrudnienia oraz liczba potencjalnych miejsc pracy. Advanced Paramedic, oprócz pogotowia, może pracować w oddziałach ratunkowych, ambulatoriach urazowo-chirurgicznych, przychodniach Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) itp. Ma on swoją kolejkę pacjentów, których przyjmuje i diagnozuje; zleca im badania oraz prowadzi ich do wypisu/przyjęcia na oddział. DR: Równolegle z pracą i studiowaniem w Wielkiej Brytanii, prowadzi Pan w Polsce zajęcia ze studentami w Zakładzie Ratownictwa Medycznego Wydziału Nauki o Zdrowiu WUM. Czego uczy Pan w ramach programu kierunku Ratownictwo Medyczne? MK: Prowadzę zajęcia z zakresu nauczania pierwszej i kwalifikowanej pierwszej pomocy oraz medycznych czynności ratunkowych. Są to przede wszystkim ćwiczenia przy użyciu fantomów i symulatorów medycznych.DR: Jakich rad udzieliłby Pan przyszłym ratownikom medycznym? MK: Przede wszystkim miejcie pomysł na siebie i konsekwentnie go realizujcie. Serdecznie dziękuję za rozmowę.Wywiad przeprowadziła mgr Dominika Robak – specjalista ds. promocji Wydziału Nauki o Zdrowiu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego

Data publikacji: 02.03.2019
ikonka kierunki studiów

Dodatkowe informacje o studiach - Warszawa